W dobie społecznego zainteresowania ochroną praw autorskich pozostaje oczywiste, że utwór, który podlega tłumaczeniu, jest nimi chroniony. A jak rzecz ma się z samym tłumaczeniem? Czy każde tłumaczenie automatycznie staje się „utworem”?

Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 1994 roku mówi jasno: tłumaczenie to jedna z postaci opracowań. W związku z tym należy je traktować jak każdy inny utwór, w którym można rozpoznać utwór postały wcześniej (czyli utwór pierwotny) – to jednak nie odbiera tłumaczowi prawa do ochrony własności intelektualnej. Każde opracowanie, tłumaczenie to odrębny utwór, do którego prawo posiada autor (w tym przypadku tłumacz). Trzeba jednak zaznaczyć, że nie wolno dokonywać i rozpowszechniać tłumaczenia bez zgody właściciela praw do oryginału (chyba że te prawa wygasły). Ciekawostką jest, że prawom autorskim podlegają tłumaczenia niezależnie od formy – także ustne (konsekutywne, symultaniczne).

Warunkiem ochrony danego tłumaczenia jest uznanie, że tłumaczenie stanowi utwór w rozumieniu prawa autorskiego. Takie tłumaczenie musi zatem stanowić wytwór pracy człowieka, mieć indywidualny charakter. Jak w każdym przypadku indywidualność utworu – jako rezultat działań o charakterze kreacyjnym – to podstawowa kwestia. Przykładowo, w tekście literackim liczą się walory artystyczne. Często, aby przekaz dla odbiorcy docelowego (np. reprezentanta innej kultury) był właściwy, tłumaczenie nie może być dosłowne. Języki rządzą się swoimi prawami, kody kulturowe również. Czasem słowa użyte w języku oryginału w ogóle nie występują w języku, na który dokonujemy tłumaczenia – wtedy trzeba je niedosłownie zobrazować. Bardzo daleko posunięta może się także okazać inwencja tłumacza (choćby literatura zna wiele takich przypadków, w których piękne i uznane tłumaczenie zarazem nie są wierne). Podsumujmy: jeśli potraktujemy tłumaczenie jako „utwór”, ochrona tłumacza rozpoczyna się w momencie, gdy przekład jest gotowy (niekoniecznie wydany) i ktokolwiek poza tłumaczem może się z takim tłumaczeniem zapoznać.

Jednak w przypadku tekstów o charakterze bardziej użytkowym – technicznych, medycznych, finansowych, a także prawnych – tłumacz musi być dosłowny, ścisły. Nie liczy się tu kreatywność, interpretacja, a czysta wiedza (nie tylko językowa). Skoro pierwotny tekst (np. instrukcję użycia zmywarki) trudno uznać za utwór, trudno także nadać to miano tłumaczeniu.

Zlecając tłumaczenie, zwłaszcza o charakterze artystycznym, warto korzystać z usług specjalistów – biur tłumaczeń, które doskonale orientują się w kwestiach praw autorskich i skutecznie podpowiedzą, dlaczego własny tomik poezji a znaną książkę tłumaczymy na zupełnie innych zasadach.