Anne zamiast Ani – o nowym tłumaczeniu kultowej powieści
Do księgarń trafia kolejne wydanie najsłynniejszej powieści Lucy Maud Montgomery, wybitnej kanadyjskiej pisarki. Któż nie zna rudowłosej Ani Shirley, którą pokochali mieszkańcy Zielonego Wzgórza i nie tylko? Tyle że w nowym tłumaczeniu, to już nie Ania i nie Zielone Wzgórze.
Oto wielkie wydarzenie kulturalne! Swoją premierę ma kolejne wydanie pierwszej powieści Lucy Maud Montgomery. Zapewne wszyscy znają rudowłosą Anię Shirley, nawet jeśli nie czytali książki. Choć czytelnicy pokochali pierwsze tłumaczenie – autorstwa Rozalii Bernsteinowej – pojawiły się już kolejne tłumaczenia z języka angielskiego (m.in. Agnieszki Kuc czy Pawła Beręsewicza). Teraz dołączyło do nich kolejne autorstwa Anny Bańkowskiej, ponoć najbliższe oryginałowi. Tłumaczka pozostawiła oryginalne imiona (czyli w powieści występują m.in. Anne Shirley, Marilla i Matthew Cuthbertowie czy Rachel Linde) nazwy geograficzne (przykładowo: White Sands). Zmienił się nawet tytuł – na Anne z Zielonych Szczytów. To swoista rewolucja. Książkę opublikowało Wydawnictwo Marginesy.
Jedenastoletnia Anne Shirley opuszcza sierociniec i wyrusza do wymarzonego domu. Kiedy dociera do Avonlea, okazuje się jednak, że zaszła pomyłka – Marilla Cuthbert i jej brat Matthew zamierzali adoptować chłopca do pomocy w gospodarstwie. Marilla początkowo chce odesłać dziewczynkę, ale gadatliwa, obdarzona bujną wyobraźnią Anne szybko zaskarbia sobie sympatię mrukliwego Matthew i ostatecznie zostaje w ich domu. Choć dziewczyna wykazuje niezwykły talent do pakowania się w tarapaty – farbuje włosy na zielono, najlepszej przyjaciółce podaje wino porzeczkowe zamiast soku, a do tortu w miejsce wanilii dolewa anodyny – to już wkrótce Cuthbertowie nie będą w stanie wyobrazić sobie bez niej życia. Przygody rudowłosej Anne Shirley od lat wzruszają i bawią. Książka Lucy Maud Montgomery to pełna ciepłego humoru opowieść o dorastaniu, przyjaźni i miłości, która urzekła miliony czytelniczek na całym świecie, między innymi Arethę Franklin, Margaret Atwood, Alice Munro czy księżną Kate.
A oto co Anna Bańkowska mówi o swoim tłumaczeniu we wstępie:
„Oddając Czytelniczkom i Czytelnikom nowy przekład jednej z najbardziej kultowych powieści, jestem świadoma „zdrady” popełnianej wobec pokolenia ich matek i babć, do których zresztą zaliczam też siebie. Tak jest – razem z wydawcą tego przekładu doszliśmy do wniosku, że w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nazywa się Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterkom i bohaterom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie. Podejmując się kolejnego przekładu (a w ostatnich latach nastąpił prawdziwy ich wysyp), postawiłam sobie za cel jak najściślejszą wierność wobec oryginału i realiów życia w wiosce Avonlea, która chociaż fikcyjna, miała jednak swój pierwowzór w prawdziwej miejscowości Cavendish. […] Podsumowując, przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania”.
Tłumaczenie na nowo pozycji uznanej i kochanej przez rzesze czytelników jest zawsze nie lada wyzwaniem. Ta publikacja już wzbudza mnóstwo emocji, pojawia się myśl o tym, że tłumaczenia są albo piękne, albo wierne, ale czy tak jest w istocie? Jak czytelnicy przyjmą Anne zamiast Ani? Pozostaje wyglądać pierwszych recenzji!
Źródło tekstu i grafiki: https://marginesy.com.pl/sklep/produkt/133475/anne-z-zielonych-szczytow